wtorek, 13 stycznia 2015

Gone Girl (2014)


info:
Reżyseria: David Fincher
Scenariusz: Gillian Flynn
Zdjęcia: Jeff Cronenweth
Muzyka: Trent Reznor, Atticus Ross
Produkcja: USA
Polska premiera: 10 października 2014
Tytuł polski: Zaginiona dziewczyna

Mogłabym zacząć frazesem, że David Fincher to jeden z najlepszych współczesnych reżyserów amerykańskich. I byłaby to prawda. Zastanawiam się tylko po raz kolejny, skąd właściwie ten sukces jego filmów? Nie jest to kino łatwe, choć z drugiej strony Jarmusch to to też nie jest. Pewnym jest natomiast, że twórczość Finchera odbiega od popularnej stylistyki współczesnego Hollywood. Jego filmom daleko jest do szczytów Box Office'a, a mimo to niemal o każdym z nich mówią krytycy i widzowie. Co odróżnia filmy pana F. od popularnych produkcji? Pierwszym kryterium, które mogłoby skreślać jego filmy, jest ich długość! Rany boskie, znacie kogoś, kto cieszy się na wieść, że film, który właśnie będzie oglądał ma prawie trzy godziny?! Ok, znałam kogoś takiego. Rozmiłowany w najbardziej skrajnych odmianach slow cinema, przez grubo ponad trzy godziny potrafił oglądać filmy, w których nie dzieje się kompletnie nic a bohater nie wypowiada ani słowa. No dobra, ja też lubię od czasu do czasu kino kontemplacyjne, ale c'mon! On nie oglądał nic innego. No a dzisiejszy widz, rozkochany w serialach, a więc przyzwyczajony do formy zdecydowanie krótszej, na myśl o kilkugodzinnym seansie czuje niepokój. Przyznam szczerze, że swego czasu również miałam taki okres. Za cholerę nie mogłam obejrzeć w całości czegoś, co miało więcej niż 50 minut. A jeszcze jak się zdarzyła jakaś dłużyzna? Dzięki bardzo, wracam do Gry o Tron. Tak więc, już pod tym względem Fincher musi mieć w sobie coś na tyle niezwykłego, by nie dość, że widzów nie zniechęcić, to jeszcze przy tym ekranie zatrzymać w skupieniu przez cały seans. No i wychodzi mu to, po raz kolejny, znakomicie.



Kino Finchera jest w ogóle bardzo tradycyjne. Mnóstwo tutaj nawiązań do klasycznego hollywoodzkiego stylu. Oczywiście są wyjątki, bo gdzie ich nie ma, weźmy na przykład taki Fight Club. Ale szalona większość to filmy formalnie bardzo klasyczne. Co o tym świadczy? Ano chociażby obecność narratora. Głos z off-u? Serio? Ktoś to jeszcze w ogóle stosuje? Okazuje się, że stosuje i to z powodzeniem. Nie wiem jak jest u Was, ale dla mnie obecność narratora w filmach (szczególnie Finchera) to totalny fetysz. Słyszysz głos z off-u i jedyne co możesz, to podążać za nim. Jest magnetyczny, nie sposób go ignorować. Dajesz prowadzić się bezrefleksyjnie, a narrator zawsze okazuje się małym oszustem. Fincher to łobuz. Kłamca. Drań. Pozwala nam uwierzyć w opowiadaną historię od początku do końca, tylko po to by za chwilę zupełnie ją obalić. Jest jak chłopak, który obiecuje, że zadzwoni. Nie, oni nigdy nie dzwonią. Za to śmieją się z Ciebie, mała naiwna istotko, patrząc jak się miotasz. Głupia Ty, znów dałaś się nabrać!


W Gone Girl Fincher nabiera nas po raz kolejny. I chociaż tym razem myślimy, że przecież nie damy się zaskoczyć, tu na pewno chodzi o coś innego to, HA - PLOT TWIST! No dobra, mogłem się tego spodziewać. HA - PLOT TWIST! Ha - jeszcze jeden! Jest suspens, jest zaskoczenie. Lubię tę grę z widzem. I tych wszystkich elementów nie brakuje w najnowszym dziele reżysera, Gone Girl. Dużo Finchera w Fincherze.

Nie wiem czy jest sens pisać o fabule. Zwykle to robię, ale tutaj... Ty razem dajcie sobie z tym spokój, nie czytajcie przed seansem żadnych opisów. Po prostu to obejrzyjcie. Po tytule możecie się domyślić, że chodzi o jakąś zaginioną dziewczynę. I wystarczy. Let the movie do the job.


Jeśli chodzi o rozwiązanie zagadki, która normalnie, jest osią fabularną thrillera, tutaj następuje to już po godzinie filmu. Można by narzekać, że przewidywalny, że co to za zaskoczenia, że od razu wiadomo o co chodzi. Ja tam nie wiedziałam, choć pewnie są tacy, którzy zagadkę szybciej niż reżyser, rozwiązali sami. Tylko,  że w Gone Girl suspens nie opiera się na samej opowiadanej historii. Wręcz przeciwnie, tutaj objawia się on bardziej w sjużecie, w sposobie przedstawienia i wielości wątków. Z resztą to film korespondujący z wieloma gatunkami, Fincher nigdy nie zamykał swoich obrazów w jednej ramie gatunkowej. Ten obraz to zdecydowanie bardziej film socjologiczny niż kryminał czy nawet thriller. Mamy tu doskonałą analizę społeczeństwa, przez pryzmat typowych zachowań tłumu w sytuacji kryzysowej. Świetnie ukazane mechanizmy działania mediów i opinii publicznej. Fincher doskonale wytyka momenty totalnego zakłamania telewizji i obrazuje łatwość z jaką manipuluje ona informacją. Niby nic nowego, ale ja się tam cieszę za każdym razem na tego typu smaczki. Nie bez przyczyny Black Mirror to jeden z moich ulubionych seriali. No i co mnie osobiście urzekło w tym filmie to cały ten klimat wojny płci. Świetnie to wypadło. Z jednej strony totalnie feministyczny film, z drugiej pewnie pojawią się ostre oskarżenia o mizoginię. Według mnie świetne balansowanie pomiędzy tymi dwoma biegunami i ukazanie, że każdy z nas ma sobie coś do zarzucenia, a płeć zupełnie nas nie konstytuuje (przynajmniej jeśli chodzi o zapędy w czynieniu dobra ;)). Rewelacyjne ukazanie potężnej broni jaką jest seks i seksualność w ogóle. To naprawdę niebezpieczne narzędzie. Często zabawę nim można przypłacić życiem. Uważajcie.


Bez względu na to, w jakich kategoriach będziemy ten film postrzegać, jest to dzieło udane. Nie genialne, ale porządne, dobrze zrealizowane, wielokontekstowe. Gone Girl to film, który po raz kolejny potwierdza klasę swojego twórcy, jego niesamowicie sprawny warsztat i wprawne oko. Oko, które już od dawna pozwala nam patrzeć na społeczeństwo, w jakim żyjemy, zupełnie z nowych perspektyw, niż zwykliśmy to robić. Do oglądania marsz.

2 komentarze:

  1. Co do fincherowych nawiązań do klasyki - ta laska to totalnie dziewczyna od Hitchcocka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, faktycznie, trafione porównanie! I ten blond, niczym z Vertigo ;)

      Usuń