poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Eternal Sunshine of the Spotless Mind (2004)

info:
Tytuł polski: Zakochany bez pamięci
Reżyseria: Michel Gondry
Scenariusz: Charlie Kaufman
Zdjęcia: Ellen Kuras
Muzyka: Jon Brion
Produkcja: USA
Polska premiera: 13 sierpnia 2004

Notka, w zamyśle miała być o czymś innym. Chciałam pisać o filmie Nietykalni, pochwalić się, że tak, ja też widziałam i owszem, bardzo mi się podobał. Tylko humor jakiś nie do tzw. jarania się filmem. Sięgnęłam więc po coś balansującego na granicy wpędzenia mnie w jeszcze gorszy nastrój, a radykalnego poprawienia go, poprzez wzruszenie i jemu pokrewne emocje. I voila, wybór padł na Zakochanego bez pamięci (wyjątkowo okrutny polski tytuł). Czyli każdy z wyżej wymienionych elementów obecny. I kolejny dowód na to, że łatwiej pisać o filmach bliższych sercu, powiedzmy.

sobota, 21 kwietnia 2012

Nie w kinie: Chcemy być nowocześni!

I kiedyś pewnie byliśmy. Ale jak to z talentami bywa, że większość się marnuje. Takoż i było z polskim designem.

Mowa o wystawie Chcemy być nowocześni w Muzeum Miasta Gdyni. Na sztuce znam się raczej słabo, wiem za to co mi się podoba a co nie. I tutaj podobało mi się bardzo, trzeba przyznać. Pierwszy raz miałam okazję i niewątpliwą przyjemność, odwiedzić gdyńskie muzeum. W Gdyni bywam rzadko, bo to przecież drugi koniec trójmiasta, po cóż miałabym...? No właśnie! Po kulturę. I po kawę. Bo, przepraszam bardzo, ale Gdańsk to pod tym względem jakiś trzeci albo i dziesiąty świat. Kawa u nas ci droga i wybór jakiś marny, Starbucks albo inne kawowe nieba, czyli jak wydać na kawę tyle co na obiad. Smaczna i tania jest na dworcu we Wrzeszczu,  jak najbardziej polecam, ale to nadal mało. Z sentymentem ogromnym wspominam W Biegu Cafe na Długiej, bo tam i tanio i smacznie i zniżki studenckie i obsługa miła. Ale już nie ma, a szkoda! A co poza kawą? A chociażby taki teatr. Mamy - mamy. I co? Raczej nudno, mało odkrywczo i ciągle tak samo. Żeby nie było - na teatrze też się nie znam specjalnie, ale widzę co dzieje się w Gdyni a co u nas. I jednak mi smutno. No i to muzeum... Na porównania z gdańskim Muzeum Narodowym nawet nie będę się siliła, bo aż przykro. Cieszmy się za to z sukcesów sąsiada - Gdynia ma muzeum z tzw. prawdziwego zdarzenia (co to w ogóle za określenie jest?)! I światła dużo i widok jaki!

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Submarine (2010)



info:
Tytuł polski: Moja łódź podwodna
Reżyseria: Richard Ayoade
Scenariusz: Richard Ayoade
Zdjęcia: Erik Wilson
Muzyka: Andrew Hewitt
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Polska premiera: 27 stycznia 2012

Ciężko pisać o filmach, które nie wywołują skrajnych reakcji. Dzisiejsze pisanie też będzie ciężkie. Bo i film taki jakiś... no właśnie, ciężki właściwie. Mimo, że forma w założeniu lekka. Trochę mnie ten obraz oszukał. Właściwie nie on sam, a to co przed nim, a nawet przed chęcią obejrzenia, czyli wszelkiego rodzaju zwiastuno-opiso-zapowiedzi. Zasiadłam więc do oglądania z zamiarem otrzymania czegoś wielce miłego, całkiem pogodnego w tę za oknem niepogodę, a tu klops (kulinarne porównania etc. love, jak już pisałam!).

piątek, 6 kwietnia 2012

Shame (2011)




info:
Tytuł polski: Wstyd
Reżyseria: Steve McQueen
Scenariusz: Steve McQueen, Abi Morgan
Zdjęcia: Sean Bobbitt
Muzyka: Harry Escott
Produkcja: Wielka Brytania
Polska premiera: 24 lutego 2012

Nowy Jork. Brandon wiedzie z pozoru udane życie. Dużo zarabia, nieźle wygląda i zalicza (tak, laski, nie egzaminy przecież) na prawo i lewo. Kto by tak nie chciał (poważnie, kto?)? W zasadzie nie ma problemu ze sposobem, w jaki żyje, aż do momentu, gdy pojawia się w ktoś, kto przypomina mu, że można inaczej. Bardziej. Płakać, ale i śmiać się. Przede wszystkim - czuć. Sissy, w odróżnieniu od Brandona, zagubiła się w całej tej swojej dziewczęcej nieporadności. Każde z nich ma rzeczywistość, taką na jaką sobie zapracowało. Problem: słabości. Nadmierna wrażliwość Sissy vs. ogromny dystans Brandona. Obstawiamy?

wtorek, 3 kwietnia 2012

This Must Be The Place (2011)


info:
Tytuł polski: Wszystkie odloty Cheyenne'a
Reżyseria: Paolo Sorrentino
Scenariusz: Umberto Contarello, Paolo Sorrentino
Zdjęcia: Luca Bigazzi
Muzyka: David Byrne, Will Oldham
Produkcja: Francja, Irlandia, Włochy
Polska premiera: 16 marca 2012

Czyli słów kilka o Cheyenne (nie zmuszajcie mnie do przesadnego odmieniania tego imienia, please) i jego odlotach, rzekomo wszystkich. Polski tytuł jest całkiem przyjemną zabawą słowną, trochę tu mamy przecież o lataniu, ale bardziej o odlotach. Bo niby już tyle przeżył i niby już dostatecznie polatał. Albo i nie. Cheyenne, grany przez Seana Penna (osobiście lowciam), podstarzały gwiazdor rocka (ugh, co za okrutne określenie, ale niech będzie, dla odpowiedniego naświetlenia sytuacji) wiedzie spokojną, pozbawioną szaleńczych uciech (nie tylko cielesnych ale w ogóle wszystkich dość ograniczonych) egzystencję. (Ah, pominę wszelkie oczywistości w rodzaju: inspirowany Robertem Smithem z The Cure, nawiązanie do Siouxsie and the Banshees etc., kogo to interesuje to niech sobie pogrzebie w internetach) Obok żona, wiecznie uśmiechnięta, jasnym spojrzeniem omiatająca rzeczywistość, wielce wyrozumiała, zakochana jak nastolatka. Cheyenne, choć wydaje się być stosunkowo zadowolony z tego oto życia, nudzi się niezmiernie. Nudę tę przerywa wiadomość o chorobie ojca, którego bohater nie widział lat 30. I oto rozpoczyna się podróż z Dublina do Nowego Jorku, a ponieważ Cheyenne boi się latać, trwa ona odrobinę za długo. Odrobina ta, to moment, w którym stara już i zmęczona dusza ojca Cheyenne'a postanawia opuścić ciało. Syn marnotrawny przybył więc za późno. Jednak w ramach dalszej walki z nudą i z chęcią poznania swego ojca (w miarę możliwości, bo opcje poznania nieboszczyka są raczej ograniczone) Cheyenne postanawia odnaleźć nazistowskiego zbrodniarza, który znęcał się nad nim (nad ojcem, nie nad Cheyennem) w obozie.