poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Eternal Sunshine of the Spotless Mind (2004)

info:
Tytuł polski: Zakochany bez pamięci
Reżyseria: Michel Gondry
Scenariusz: Charlie Kaufman
Zdjęcia: Ellen Kuras
Muzyka: Jon Brion
Produkcja: USA
Polska premiera: 13 sierpnia 2004

Notka, w zamyśle miała być o czymś innym. Chciałam pisać o filmie Nietykalni, pochwalić się, że tak, ja też widziałam i owszem, bardzo mi się podobał. Tylko humor jakiś nie do tzw. jarania się filmem. Sięgnęłam więc po coś balansującego na granicy wpędzenia mnie w jeszcze gorszy nastrój, a radykalnego poprawienia go, poprzez wzruszenie i jemu pokrewne emocje. I voila, wybór padł na Zakochanego bez pamięci (wyjątkowo okrutny polski tytuł). Czyli każdy z wyżej wymienionych elementów obecny. I kolejny dowód na to, że łatwiej pisać o filmach bliższych sercu, powiedzmy.

Joel Barish, grany przez Jima Carrey'a niezbyt dobrze zaczyna dzień. Postanawia więc zrobić sobie wolne, zamiast do pracy wsiada w pociąg jadący na plażę. To nic, że jest luty. Każdy lubi plażę, nawet zimą. Można pomyśleć, odpocząć, zresetować się. Można też spotkać miłość swojego życia. Spędzić u jej boku cudowne chwile, a potem... zostać wymazanym z pamięci. To właśnie spotyka Joela. Kiedy dowiaduje się, dlaczego Clementine ("żadnych żartów z mojego imienia!") zachowuje się, jakby nigdy się nie znali, postanawia zrobić to samo. Tzn. wykasować ją z pamięci. Jednak w miarę odtwarzania wspomnień, które mają zostać usunięte, Joel uświadamia sobie, że wcale nie chce zapominać...


Brzmi banalnie, dziwnie i niezbyt poważnie. Ale powiedzmy sobie szczerze, jak opis filmu z przewodnim wątkiem kasowania pamięci, może brzmieć dobrze? Nie może. Długo nie mogłam się zabrać do tego filmu, właśnie z winy tej dziwacznej fabuły. Jednak po raz kolejny zostałam oszukana, nietypowy opis nie zawsze oznacza gniota. Film jest jak najbardziej serio, mimo obecności Jima Carrey'a w obsadzie. Ba, w głównej roli. Nigdy wcześniej nie widziałam żadnego niekomediowego filmu z nim. I oto jest Zakchany bez pamięci, którzy burzy moje dotychczasowe mniemanie o Jimie Carrey'u. Nie jest może jakoś wybitnie, ale już po kilku minutach moje obawy, zakładające, że jego specyficzna, żeby nie powiedzieć głupawa (wybaczcie) twarz będzie skutecznie utrudniać mi seans, zostały pogrzebane. Potem było tylko lepiej. Rewelacyjna Kate Winslet i wykreowana przez nią postać - kolorowa (dosłownie przecież) i rozchwiana emocjonalnie - przyznam szczerze iż włączyła mi się autoidentyfikacja, pomijając te kolory włosów, choć bardzo bym chciała.


To jedna z tych historii, która pozornie nie mogłaby wydarzyć się naprawdę, a jednak dzieje się codziennie. Gdzieś tam, w każdym mieście, każdego dnia ktoś próbuje wymazać kogoś z pamięci. Ktoś chcę pamiętać, ktoś inny zapomnieć. W końcu nawet Gotye, czuje się źle potraktowany z tego względu. Większość jednak nie ma takiego szczęścia, jak bohaterowie. Nie można po prostu przestać pamiętać, pozbyć się wspomnień, tych dobrych ani tych złych. Koniec związku czy nawet koniec miłości, nie oznacza zapominania. Choćbyśmy bardzo chcieli. Nie każdy (a właściwie prawie nikt) ma też szansę rozpoczęcia wszystkiego od nowa, tak jak mogli zrobić to Joel i Clementine, a przecież wszyscy kilka razy w życiu pomyśleli: "Gdybym mógł cofnąć czas...". Ich czas został "cofnięty" a jednak nie wybrali innej drogi. I mimo, że świadomi są swoich wad, tego, że Joel znajdzie w końcu w Clementine rzeczy, których nie będzie lubił, a ona znudzi się nim, nadal wybierają siebie. I tutaj nasuwa się moja odwieczna refleksja, której, mimo różnych wydarzeń jeszcze nie zmieniłam na inną: lepiej coś czuć, niż nie czuć nic, lepiej mieć złamane serce, niż nie mieć go wcale. Swoich wspomnień, tych złych i tych dobrych nie zamieniłabym na żadne inne, a tym bardziej na ich brak. I gdybym mogła zacząć od nowa, zaczęłabym tak samo - jak Joel i Clementine.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz