środa, 20 czerwca 2012

Opowieści, które żyją tylko w pamięci (2011)

info:
Tytuł oryginalny: Histórias que só existem quando lembradas
Reżyseria: Júlia Murat
Scenariusz: Júlia Murat, Maria Clara Escobar
Zdjęcia: Lucio Bonelli
Muzyka: Lucas Marcier
Produkcja: Argentyna, Brazylia, Francja
Polska premiera: 11 maja 2012

Moja niemalże dwumiesięczna nieobecność na blogu spowodowana była sprawą oczywistą, a mianowicie: licencjatem! Badum-tss! Ale ten już napisany, mam nadzieję, że na dobre i obejdzie się bez miliarda kolejnych poprawek. Trzymajcie kciuki a teraz do sedna.

Opowieści, które żyją tylko w pamięci to kino trudne ale niesamowicie urokliwe. Niewiele pada tu słów, sporo jest jednak treści. Takiej ponadczasowej, choć może nieco banalnej. W kinie spoza nurtu hollywoodzkiego uwielbiam takie właśnie klimatyczne, wizualno-dźwiękowe majstersztyki. Raz na jakiś czas trafi się w naszych kinach taka perełka i za każdym razem popadam w specyficzny stan, po obejrzeniu tego typu obrazu. Choć historia nie urzeka (a przynajmniej mnie nie urzekła) sam sposób wykonania i ten spokojny klimat niesamowicie do mnie przemawiają. Świetnie to działa na zmysły, doprawdy.
źródło: http://www.stopklatka.pl/
Akcja filmu dzieje się w maleńkiej, brazylijskiej wiosce, gdzie życie toczy się z dnia na dzień. Skromne rytuały wypełniają codzienność mieszkańców. Pieczenie chleba, parzenie kawy, codzienna msza i wspólne posiłki – wszystkie te drobne czynności w filmie debiutującej reżyserki ukazane są w sposób niezwykły. Starannie wypracowane kadry i spokój bijący z ekranu zmuszają do zatrzymania się na chwilę, tak jak zatrzymali się mieszkańcy wioski. Oni jednak z utęsknieniem czekają na coś, co odmieni ich życie, a właściwie, zakończy je. Pobliski cmentarz został zamknięty przez księdza. A właściwie przez Boga, ksiądz był tylko pośrednikiem, jak twierdzą mieszkańcy. Brak miejsca pochówku spowodował, że mieszkańcy... przestali umierać. Zmęczeni, każdego dnia czekają na deszcz, który zmyje z nich cały trud. Deszcz jest tu oczywiście metaforą śmierci. Myślą o niej każdego dnia, a ta nie przychodzi.
źródło: http://www.stopklatka.pl/
Odmianą dla spokojnej egzystencji mieszkańców jest wizyta młodej fotograf, granej przez Lisę Fávero (jeśli cokolwiek mówi komuś to nazwisko, w co szczerzę wątpię). Dziewczyna postanawia zatrzymać się u staruszki Madaleny (kolejne tajemnicze dla polskiego widza nazwisko:  Sonia Guedes), zajmującej się wypiekiem chleba. Kobiety, początkowo zdystansowane wobec siebie, szybko jednak nawiążą specyficzną więź. Rita okaże się tą, która najpierw tchnie w życie mieszkańców nieco młodzieńczego powiewu, by na koniec pozwolić im odejść spokojnie. To ona upomni się bowiem o klucz do cmentarza.
Nigdy nie po drodze było mi z filmami o starości, o umieraniu też jakoś niekoniecznie, jeśli już to samobójczym i w młodym wieku. Ten film z kolei zdecydowanie mówi o starości, a co za tym idzie o umieraniu, siłą rzeczy. Mieszkańcy wioski, szczególnie Madalena, chcą umierać a z drugiej strony śmierci się boją i uciekają przed nią. Jednak zmęczenie i tęsknota za utraconymi bliskimi jest silniejsza. Po śmierci Madaleny mieszkańcy niemal z wdzięcznością wpatrują się w Ritę, bowiem to dzięki jej przybyciu sytuacja uległa zmianie.
źródło: http://www.digart.pl/
Zdjęcia, które robi Rita są niepokojące. Nie są to ciepłe, pastelowe obrazki urokliwej wioski, pełnej poczciwych staruszków. Czarno-białe zdjęcia, w większości wykonane przy pomocy camera obscura podkreślają motyw przemijania. Widmowe postaci, na wpół obecne pośród żywych - to właśnie mieszkańcy Jotuomby. Jedyne co w końcu po nich zostanie to zdjęcia wykonane przez Ritę.
W rzeczywistości, autorem zdjęć, które pojawiają się w filmie jest brazylijski fotograf Quito. To on zaproponował, by bohaterka filmu stosowała właśnie technikę otworkową, którą uważa za „wymagającą sporych umiejętności, a jednocześnie bardzo żywotną”. 
źródło: http://www.digart.pl/
Wracając do samego filmu: akcja jest (baardzo) powolna (co w tym przypadku nie jest specjalnie problematyczne), reżyserka zmusza widza do stopniowego wchodzenia w rytm życia mieszkańców wioski. Długie ujęcia, brak dynamizmu, nastrojowa muzyka – wszystko to sprawia, że widz doskonale wczuwa się w klimat dzieła. Mam świadomość, że film jest nie dla wszystkich. Takie obrazy jak ten tworzone są przez ludzi o niesamowitej wrażliwość i do takich odbiorców trafiają. Przez cały film słów pada niewiele, każde słowo jest tu na wagę złota. Piękne obrazy jednak mówią same za siebie. Zmuszają do zagłębienia się w ten niezwykły, zupełnie dla nas nierealistyczny świat.

2 komentarze:

  1. oh ja o niesamowitej wrażliwości podejrzewam że mógłby mnie zaczarować tak z opisów!

    OdpowiedzUsuń