Reżyseria: Seth MacFarlane
Scenariusz: Seth MacFarlane, Alec Sulkin, Wellesley Wild
Muzyka: Walter Murphy
Zdjęcia: Michael Barrett
Produkcja: USA
Polska premiera: 7 września 2012
Co do tego filmu miałam mieszane uczucia. Pierwsze skojarzenie - serial Wilfred. Bo tam też mamy coś gadającego, co gadać nie powinno i to "coś" a konkretnie pies, jest niezbyt poprawnym przyjacielem bohatera filmu. Tutaj mamy, równie niegrzecznego, pluszowego misia. Zarówno pies w serialu, jak i misiek w filmie pojawiają się w życiu swoich przyjaciół z powodu ich nieprzystosowania, braku umiejętności nawiązywania kontaktów międzyludzkich etc. Jednak serial Wilfred, mimo swojego komediowego klimatu, jest dziełem poważniejszym, momentami nawet ciężkawym, z kolei Ted to, bez wątpienia, czysta komedia.
|
Ted |
Standardowo, słów kilka na temat fabuły - stawiam, że jej opis nie będzie brzmiał zachęcająco, jednak żeby tradycji stało się zadość... John Bennett (
Mark Wahlberg) jako dziecko nie był zbyt lubiany. Żeby nie powiedzieć - wcale. W pewne Święta Bożego Narodzenia John zapragnął, by jego pluszowy miś ożył. A słowo, jak to w Piśmie napisane, ciałem się stało. Od tamtej pory John i Ted zostali nierozłącznymi, "burzowymi kumplami" na zawsze. Pozostało tak również w ich "dorosłym" życiu. Obaj lubią wypić i zajarać, obaj z pobłażaniem podchodzą do prawdziwego życia. Dzieje się tak, do momentu, w którym związek Johna z Lori (
Mila Kunis) wkracza na wyższy poziom. John staje przed dramatycznym wyborem: miłość życia czy przyjaciel?
|
Ted i John |
Przyznam szczerze, że dalej mam problem z tym filmem. Balansuje on na niebezpiecznie cienkiej granicy pomiędzy humorem a żenadą. I niestety, momentami jedną nogą, a może nawet i dwiema, zbacza w tę mniej pozytywną stronę. Powiedzmy sobie szczerze, żarty o pierdzeniu rzadko wychodzą zabawnie. Część sali kinowej miała widocznie jednak odmienne zdanie - wybuchy śmiechu w rzeczonych momentach były powszechne. Osoby z minimalnie lepszym smakiem - no cóż, czekają was chwile konsternacji. Jednak w moim odczuciu nie jest to rażące i nie stanowi wielkiego problemu. Bo są w tym filmie również momenty przezabawne np. scena z "burzową piosenką".
|
John i Ted podczas śpiewania "burzowej piosenki" |
Ted jest taką komediową fuzją - mamy tu trochę komedii romantycznej, trochę kryminalnej i trochę w nim humoru a la Adam Sandler (w mniej rażącym wydaniu i ilości). Nie lubię dorabiania ideologii do filmów czysto rozrywkowych - wiadomo, że w każdym takich filmie fabuła jest pretekstowa. Dla niektórych pewnie będzie to film o przyjaźni, o bliskości, która ważniejsza jest ponad wszystko itp itd, jednak powiedzmy sobie szczerze - nie ma to większego znaczenia, ważniejsza jest zaś możliwość pośmiania się i "odmóżdżenia". Tutaj niestety druga część filmu pod tym względem nieco kuleje - traci humor na rzecz wątku dramatycznego (rozpad związku Johna i Lori) oraz kryminalnego (porwanie Teda), co jest średnio udanym zabiegiem.
|
Lori |
|
John i Ted-celebryta |
Całość jednak, mimo słabszych momentów, wypada nie najgorzej. Nie jest to film, który poleciłabym wszystkim, bez wyjątku. Jeśli jednak nie macie specjalnie wygórowanych oczekiwań co do humoru, albo po prostu - macie kaca i nie chce wam się wysilać mózgu ;) - myślę, że jest to całkiem trafny wybór.
źródło zdjęć: http://www.filmofilia.com/
Taki wypełniacz wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńWilfred z Family Guyem ;D Milajki, na zasadzie reminiscencji chyba bardziej, śmieszne pierdziochy zazwyczaj uważam za żenujące, ale w wydaniu takim właśnie wilfredowo-family guyowym wybaczam jak najbardziej, to jak kolendra za którą nie przepadam, w tabbouleh, gdzie pasuje! nie sadzilam, ze porownam kiedykolwiek zarcie do pierdzenia, a jednak!
OdpowiedzUsuńno i jak wyszlam z kina to była burza. 5D!