poniedziałek, 17 września 2012

Ted (2012)


info:
Reżyseria: Seth MacFarlane
Scenariusz: Seth MacFarlane, Alec Sulkin, Wellesley Wild
Muzyka: Walter Murphy
Zdjęcia: Michael Barrett
Produkcja: USA
Polska premiera: 7 września 2012

Co do tego filmu miałam mieszane uczucia. Pierwsze skojarzenie - serial Wilfred. Bo tam też mamy coś gadającego, co gadać nie powinno i to "coś" a konkretnie pies, jest niezbyt poprawnym przyjacielem bohatera filmu. Tutaj mamy, równie niegrzecznego, pluszowego misia. Zarówno pies w serialu, jak i misiek w filmie pojawiają się w życiu swoich przyjaciół z powodu ich nieprzystosowania, braku umiejętności nawiązywania kontaktów międzyludzkich etc. Jednak serial Wilfred, mimo swojego komediowego klimatu, jest dziełem poważniejszym, momentami nawet ciężkawym, z kolei Ted to, bez wątpienia, czysta komedia.
Ted
Standardowo, słów kilka na temat fabuły - stawiam, że jej opis nie będzie brzmiał zachęcająco, jednak żeby tradycji stało się zadość... John Bennett (Mark Wahlberg) jako dziecko nie był zbyt lubiany. Żeby nie powiedzieć - wcale. W pewne Święta Bożego Narodzenia John zapragnął, by jego pluszowy miś ożył. A słowo, jak to w Piśmie napisane, ciałem się stało. Od tamtej pory John i Ted zostali nierozłącznymi, "burzowymi kumplami" na zawsze. Pozostało tak również w ich "dorosłym" życiu. Obaj lubią wypić i zajarać, obaj z pobłażaniem podchodzą do prawdziwego życia.  Dzieje się tak, do momentu, w którym związek Johna z Lori (Mila Kunis) wkracza na wyższy poziom. John staje przed dramatycznym wyborem: miłość życia czy przyjaciel?
Ted i John
Przyznam szczerze, że dalej mam problem z tym filmem. Balansuje on na niebezpiecznie cienkiej granicy pomiędzy humorem a żenadą. I niestety, momentami jedną nogą, a może nawet i dwiema, zbacza w tę mniej pozytywną stronę. Powiedzmy sobie szczerze, żarty o pierdzeniu rzadko wychodzą zabawnie. Część sali kinowej miała widocznie jednak odmienne zdanie - wybuchy śmiechu w rzeczonych momentach były powszechne. Osoby z minimalnie lepszym smakiem - no cóż, czekają was chwile konsternacji. Jednak w moim odczuciu nie jest to rażące i nie stanowi wielkiego problemu. Bo są w tym filmie również momenty przezabawne np. scena z "burzową piosenką".  
John i Ted podczas śpiewania "burzowej piosenki"
Ted jest taką komediową fuzją - mamy tu trochę komedii romantycznej, trochę kryminalnej i trochę w nim humoru a la Adam Sandler (w mniej rażącym wydaniu i ilości).  Nie lubię dorabiania ideologii do filmów czysto rozrywkowych - wiadomo, że w każdym takich filmie fabuła jest pretekstowa. Dla niektórych pewnie będzie to film o przyjaźni, o bliskości, która ważniejsza jest ponad wszystko itp itd, jednak powiedzmy sobie szczerze - nie ma to większego znaczenia, ważniejsza jest zaś możliwość pośmiania się i "odmóżdżenia". Tutaj niestety druga część filmu pod tym względem nieco kuleje - traci humor na rzecz wątku dramatycznego (rozpad związku Johna i Lori) oraz kryminalnego (porwanie Teda), co jest średnio udanym zabiegiem.
Lori
John i Ted-celebryta
Całość jednak, mimo słabszych momentów, wypada nie najgorzej. Nie jest to film, który poleciłabym wszystkim, bez wyjątku. Jeśli jednak nie macie specjalnie wygórowanych oczekiwań co do humoru, albo po prostu - macie kaca i nie chce wam się wysilać mózgu ;) - myślę, że jest to całkiem trafny wybór.

źródło zdjęć: http://www.filmofilia.com/

2 komentarze:

  1. Taki wypełniacz wolnego czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wilfred z Family Guyem ;D Milajki, na zasadzie reminiscencji chyba bardziej, śmieszne pierdziochy zazwyczaj uważam za żenujące, ale w wydaniu takim właśnie wilfredowo-family guyowym wybaczam jak najbardziej, to jak kolendra za którą nie przepadam, w tabbouleh, gdzie pasuje! nie sadzilam, ze porownam kiedykolwiek zarcie do pierdzenia, a jednak!

    no i jak wyszlam z kina to była burza. 5D!

    OdpowiedzUsuń