piątek, 14 grudnia 2012

Pokłosie (2012)


info:
Reżyseria: Władysław Pasikowski
Scenariusz: Władysław Pasikowski
Muzyka: Jan Duszyński
Zdjęcia: Paweł Edelman
Produkcja: Polska
Polska premiera: 9 listopada 2012

Zwykłam zaczynać wszystkie notki od jakiejś wielce istotnej uwagi, dziś nie obędzie się bez tego. Nie oglądam polskiego kina, taka ze mnie patriotka (i jeszcze lubię Marię Peszek, spłonę na stosie). Tak, jestem uprzedzona, wychodzę z założenia, że Polacy robią kino albo szkolno-lekturowe, albo historyczne (to się wiąże) z wyróżnieniem filmów pseudo-kostiumowych, wojennych i PRL-owskich plus głupie komedie romantyczne. Wybaczcie, ale taki to właśnie obraz kreuje się po pobieżnym przestudiowaniu repertuaru kinowego filmów rodzimych. Dodajcie do tego filmy o patologicznych rodzinach z Warszawskiej Pragi, ewentualnie Śląska albo zapyziałego wschodu. Rzadko znajduję przyjemność w oglądaniu szarej, brudnej, pozbawionej nadziei, polskiej rzeczywistości, wystarczy, że dostatecznie często widzę taką całkiem na żywo. No ale mieliśmy studencką wycieczkę. Tak tak, fajni studenci z fajnego kulturoznawstwa chodzą z fajnymi wykładowcami na fajne wycieczki do kina, nie myślcie sobie. No i padło na Pokłosie i myślę sobie: "W końcu obejrzę sobie jakiś polski film, bo aż wstyd rozmawiać ze znajomymi przecież". Plus kontrowersyjny, prawa strona ma mocny butthurt, to tym bardziej muszę obejrzeć, więc złożyło się nieźle. I, mimo wielu (oczywistych) zarzutów, jakie padły pod adresem tego dzieła zaraz po seansie, ja wyszłam zadowolona (możliwe, że to słowo niekoniecznie tu pasuje), choć jeśli traktować ten film jako zachętę do oglądania polskich filmów, to chyba nadal źle trafiłam.
Jeśli posłuchać głosów ludu, tematycznie mamy do czynienia z "filmem o żydach", czyli Polska na 100%. Dorzućmy do tego kontrowersje, trudności wielkie w powstawaniu filmu itp itd, to się zrobi niezłe zamieszanie i narodowa spina w gratisie. No ale co do tematu to wcale nie jest tak prosto, jakby się mogło wydawać. Film nie jest o Żydach, nie jest też o Jedwabnem (o czym wielu recenzentów zdaje się zapominać), choć nawiązania są oczywiste. Jednak jasne jest, że Pasikowski nie chciał zrobić filmu historycznego i z pewnością go nie zrobił. Wiele osób odbiera to jako minus, a to i tak delikatnie powiedziane. Ten brak historycznej autentyczności to główny zarzut, jaki temu filmowi się stawia. Ale hej, co jest złego w opowiedzeniu fikcyjnej historii, "opartej na faktach" (autentycznych w dodatku, hehe)? Amerykanie robią to ciągle i wychodzą na tym rewelacyjnie (no, czasem nie). I właśnie ten film jest bardzo amerykański, mimo, że w polskiej mentalności zanurzony i to chyba jest to co nam, Polakom-widzom, (w większości przypadków) nie odpowiada. Bo jak można mówić o Żydach z użyciem fikcji, nawiązującej do prawdziwych wydarzeń? Przecież Żydzi istnieli naprawdę! I Polacy tym bardziej! I my wcale nie jesteśmy tacy! I to tak nie było! Pokażcie jak było naprawdę! CHCEMY PRAWDY!!! Itd. Uff. A czy Pasikowskiemu chodzi o "Prawdę"? A co to, do cholery, jest ta "Prawda", którą Polacy jako naród tak upodobali sobie przywoływać? No przecież, że nie ma jednej i jedynej. Pominę rozważania filozoficzne, ale umówmy się - film nie jest i nie ma być obiektywny, film nie jest nośnikiem żadnej prawdy. Kino opowiada historię. Nie Historię, przez wielkie H, chodzi o film jako opowiadanie, opowieść, story, jakkolwiek chcecie. Jak chcemy sobie pooglądać jak było naprawdę to poczytajmy książki historyczne, bo nawet z filmami dokumentalnymi różnie bywa. Z resztą każde ludzkie podanie będzie charakteryzowało się skrzywieniem rzeczywistości, to wydaje się być oczywiste. I w przypadku Pokłosia trzeba brać na to poprawkę - to fikcyjna historia, opowiadająca o fikcyjnej zbrodni i fikcyjnych bohaterach. Secundo - to film, w moim głębokim przekonaniu, właśnie o tragedii dwóch głównych bohaterów, a nie o Żydach i Polakach w ogóle.
Mamy rzeczonych bohaterów - dwóch braci. Starszy z nich, Franciszek Kalina wraca po dwudziestu latach emigracji do rodzimej wsi. Sytuacja, którą zastaje nie jest wesoła, szybko odkrywa, że jego brat, Józek, popadł w niełaskę mieszkańców wsi. Niechęć wynika z jego nietypowego zamiłowania do zbierania po wsi żydowskich macew i ustawianiu ich na własnym polu. Cel jaki mu przyświeca jest szlachetny - chce uratować zhańbioną pamięć o tych, których nazwiska wyryte są na płytach nagrobnych. Józek nie wie czemu to robi. "Tyle rzeczy jest nie w porządku na tym świecie ale jakoś z tym żyjemy, bo inaczej się nie da. Ale ja sobie myślę, że są rzeczy bardziej nie w porządku niż inne" - mówi bratu. Jednak w mieszkańcach postawa Józka, nie wiedzieć czemu, wzbudza ewidentną wrogość. Oskarżony został między innymi o niszczenie drogi - zerwał nawierzchnię, ponieważ wyłożona była macewami. Franek, początkowo rzucający wyświechtane, zasłyszane w chicagowskiej polonii, antysemickie odzywki, z czasem pomaga bratu, bo przecież nie można inaczej, "w końcu to też byli ludzie". Całości towarzyszy zagęszczająca się atmosfera, z każdą minutą czuć nadchodzącą tragedię. I choć ta faktycznie nastąpiła lata temu, odkryta w końcu przez braci, prowadzi do kolejnej. Bo okaże się, że warto najpierw poszukać we własnym domu.
Zgadzam się, że film pełen jest uproszczeń. Jednak ten jednowymiarowy i łopatologiczny momentami przekaz ma w sobie coś głęboko poruszającego. Niepokój, narastające napięcie czuje się całym sobą i czeka na najgorsze, które musi nastąpić. Moment odkrycia prawdy jest wyjątkowo brutalny, wykrzyczany w gniewie - scena trwa długo i mocno ryje w głowie. Dla niektórych pewnie za mocno, może to rzeczywiście zbyt nachalne. Ale jestem pewna, że są osoby, który taki przekaz docenią, do których trafi. Finał jest jeszcze bardziej tragiczny, tutaj kumuluje się cała brutalność Pokłosia. I chyba tutaj też przekroczono cienką granicę - jest wstrząsająco, ale zbyt groteskowo, żeby traktować tę scenę z należytą powagą. Chciałoby się by została niedopowiedziana, jednak drzwi otwarto do końca. Szkoda, bo nie tylko osłabiło to przekaz, ale wrzuciło Pasikowskiego do worka reżyserów szokujących (o ile istnieje taki w Polsce, ja się nie znam, to nie wiem), żeby nie powiedzieć emanujących niepotrzebną brutalnością. Jednak mimo przekroczenia tej granicy, mimo uproszczeń, całkowitego podziału na białe i czarne Pokłosie to film dobry i mocno dający do myślenia. Choć również dający widzowi po głowie, czasem za mocno. W mojej opinii, do lepszego odbioru ważne jest traktowanie tego obrazu jako thrillera, jakby z resztą życzył sobie tego reżyser, nie jako filmu historycznego. Dla mnie Pokłosie nie jest o nienawiści Polaków do Żydów, a przede wszystkim, o osobistej tragedii, o złu drzemiącym w każdym człowieku - bez względu na jego narodowość, sytuację społeczną czy wiek. Złu, na którego wspomnienie ziemia się trzęsie. Złu, o którym każdy chciałby zapomnieć, a nikt nie potrafi i pewnie długo jeszcze długo nie będzie. Złu, którym splamiony jest każdy, bez wyjątku i mimo rozpaczliwych prób odkupienia. A żeby widzieć te rzeczy lepiej, warto czasem przymknąć oko. Żeby ujrzeć to, co dla bohaterów stało się jasne. Nie uratujemy świata, ale nie musimy w tym złu uczestniczyć. A słowami Pasikowskiego? "Na świecie jest dużo kurewstwa. Nic z tym nie zrobimy, ale nie musimy przekładać do tego ręki".

3 komentarze:

  1. niby to zło zachęca, ale thrillery już mniej! bo oczywiscie interesowanie się filmem nie zakłada u mnie oglądanie nowych głośnych produkcji bo po co

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w tym, że thriller to bardziej chodzi o narastające napięcie, niż jakieś inne rzeczy, trochę jest problem z gatunkową łatką dla tego filmu, bo za mało pogłębiony na dramat (chociaż dramatu tu sporo), jak pisałam wyżej dalece odległy od historii, więc nie historyczny, jednak ten thriller by pasował najbardziej. Nie martw się, ja też tak mam, jeszcze jak jest polskie to w ogóle ciężko, ale tutaj kulturo pomogło akurat :D

      Usuń
  2. Zgadzam się z Tobą w 100%, ale wiesz... Fikcja historyczna to tylko banalne wyjaśnienie. Sam Stuhr powiedział, że jest to film historyczny i przekonany jest, że tak było.

    Ponadto film będzie wyświetlany nie tylko w Polsce. Myślisz, że poza granicami ktoś będzie wnikał, czy tak rzeczywiście było? Czy nie weźmie tego za pewnik, skoro niemal wszystkie wcześniejsze polskie filmy, jak piszesz, były historyczne?

    W moim mniemaniu to trochę niebezpieczne dla nas Polaków i dla naszej historii, zwłaszcza, gdy mówi się już nawet o "polskich obozach koncentracyjnych".

    Nie chcę wyjść na dewotkę - patriotkę, ale myślę, że naszym przodkom należy się przynajmniej godna pamięć, a nie takie przekłamywanie historii pod płaszczykiem "fikcji historycznej"

    Dla mnie - trochę słabe...

    OdpowiedzUsuń