piątek, 8 lutego 2013

Gangster Squad (2013)


info:
Reżyseria: Ruben Fleischer
Scenariusz: Will Beall
Zdjęcia: Dion Beebe
Muzyka: Steve Jablonsky
Produkcja: USA
Polska premiera: 1 lutego 2013
Tytuł polski: Gangster Squad. Pogromncy mafii

To był mój drugi po Django Quentina Tarantino must see tego roku. Nie wiem nawet czy nie czekałam na niego bardziej, ze względu na przesunięcie premiery. Wiecie, lubię kino gangsterskie. Z resztą nie tylko kino, lubię ten klimat. Lubię prawdziwych, bezwzględnych mężczyzn i ich perfekcyjne garnitury, cygara, kasyna, kluby. Lubię strzelaniny w hotelowych lobby i zatłoczonych klubach - najlepiej żeby było dużo thompsonów i świszczących kul, jak to w strzelaninach bywa. Dobrze jak taki film jest zrobiony ładnie, a wszystko jest bardzo widowiskowe. I taki jest właśnie Gangster Sqaud. Nie ma odkrywczej fabuły, nie wnosi niczego nowego do gatunku, nie jest oryginalny, ani zaskakujący, ale co z tego? Jest porządnie nakręcony, pięknie sfilmowany, w odpowiednim stopniu logiczny i spójny, a przy tym rewelacyjny aktorsko. Takie typowe kino na mocną 7. U mnie to ocena jedno oczko wyższa. Czemu? Bo tak. Z zamiłowania do klimatu i za obsadę.


Mickey Cohen (Sean Penn) - ex-bokser, jest bezwzględnym gangsterem, trzęsącym Los Angeles. Całe miasto, na czele ze skorumpowaną policją, robi w gacie na samo wspomnienie jego nazwiska. Aby wzbudzić respekt, nie przebiera w środkach - wobec swoich wrogów jest naprawdę nieprzyjemny, stosując wymyślne tortury. Przy tym sam nigdy rączek nie brudzi, choć bić się potrafi, jednak od brudnej roboty ma ludzi jak to na bossa mafii przystało. John O'Mara (Josh Brolin) to typowy dobry glina, weteran, który po wojnie próbuje jakoś odnaleźć się w szarej rzeczywistości. Ciężko mu to idzie, bo jak się okazuje wojna to coś, do czego nadaje się idealnie. Szybko okazuje się, że będzie miał swoją wojnę, a nawet - tajną jednostkę specjalną.


O'Mara dostaje zadanie stworzenia niewielkiego oddziału składającego się z najlepszych policjantów, który będzie miał na celu zniszczenie hegemonii Cohena. Mamy więc cały przekrój bohaterów. Coleman Harris (Anthony Mackie) - czarny gliniarz, który szczerze nienawidzi narkotyków, Max Kennard (Robert Patrick) - rewelacyjny rewolwerowiec, doskonale wpisujący się w krwawą konwencję Dzikiego Zachodu, jakim stało się na powrót L.A. Dalej Conway Keeler (Giovanni Ribisi) - niezastąpiony mózgowiec, spec od podsłuchów, Navidad Ramir (Michael Peña) - niedoceniany żółtodziób, który okaże się bardzo cenny oraz - nieco nieokrzesany, Jerry Wooters (Ryan Gosling). Uczciwy z niego chłopak, chociaż zamiast pracy woli zaszyć się w klubie z drinkiem i przegrać na wyścigach konnych trochę grosza. Cóż, nikt nie jest idealny. Ach, zapomniałabym. W tym wszystkim jest jeszcze olśniewająco piękna własność Pana Złego (nie, nie należy do jednostki). Grace Faraday (Emma Stone), wchodzi w niebezpieczną relację z sierżantem Wootersem. Nieładnie. Chociaż jak tak na nich popatrzeć to nawet bardzo ładnie.

No więc postaci niby zróżnicowane i barwne. Prawda. Trochę jednak zabrakło w tym głębi. Bohaterowie zostali niestety boleśnie spłyceni przez scenarzystę. Pocieszającym jest fakt, że gwoździe programu - czyli Cohen i O'Mara zdecydowanie się bronią. Postać byłego gangstera, nieokrzesanego zbira jest przerysowana, jednak ta karykaturalność nie razi. Sean Penn zagrał rewelacyjnie - po raz kolejny potwierdził swoją wielkość i to zdecydowanie jest jego film. Josh Brolin niewiele tutaj odstępuje, jego postać jest na tyle bogata, żeby wzbudzała naszą sympatię, a przy tym zagrana naprawdę dobrze. Jak jest z Ryanem Goslingiem chyba wiecie - on nie musi dużo robić, żeby się podobać. Tutaj jego znakiem rozpoznawczym jest głosik niemal jak przed mutacją - nie wiem czy on zawsze tak brzmiał, czy to jakiś celowy zabieg? Tak czy siak, na ekranie prezentuje się jak zawsze, czyli rewelacyjnie. Z Emmą Stone jest podobnie, ładna buzia do duetu z Goslingiem - mnie to nigdy nie będzie przeszkadzało. Cała reszta natomiast jest tłem, niezbyt rozbudowanym, ale kolorowym.


Fabuła jest prosta, niezbyt zaskakująca, ale spójna. Nic tu jakoś przesadnie nie zgrzyta, chociaż też nie fascynuje. Ot, porządnie opowiedziana historia. Nie przesadnie nużąca - nie ma tu przydługich momentów, wstęp trwa odpowiednio długo (a raczej krótko, ale to na plus), potem tempo nieco przyspiesza i tak już sobie leci do końca. A to ktoś komuś przestrzeli kolana, a to przewierci głowę - codzienne życie w świecie mafii no i policji. Wiadomo, że czasem trzeba zniszczyć jakiś przemyt dragów albo spalić trochę brudnego hajsu. Takie rzeczy się zdarzają. No i dzieją się w tym filmie, aż do bardzo widowiskowego finału - strzelaniny w hotelowym lobby. Jedna z najlepszych scen, dopieszczona do granic (aż jej zazdroszczę). Piękne, nasycone kolory a co najbardziej charakterystyczne - dużo ujęć w slow motion. Rewelacyjnie sfilmowane detale, chociażby spadające na ziemię łuski. I przy tej całej ładności sceny można przymknąć oko na to, że dwóch kolesi rozwala dwudziestu, samemu nie za bardzo przy tym dostając. W ogóle można tu przymknąć oko na parę typowo hollywoodzkich rzeczy, w rodzaju bohaterów w rozterce i bodźców popychających ich do działania, ale dajmy sobie spokój. To nie jest dramat psychologiczny, tylko kino rozrywkowe, psia mać.


Jak już zaczęłam trochę o tej wizualności to może skończę. No pięknie jest. Każdy detal dopracowany do perfekcji, piękne stroje, piękne wystroje, piękne rekwizyty. Zdjęcia z resztą też genialne, no ale to L.A. i to kalifornijskie słońce, w końcu nie bez powodu powstało tam Hollywood. Ja się jaram, bo strona wizualna w dużej mierze tworzy klimat takiego kina. Poza tym, jak czujecie się nie za bardzo wciągnięci w fabułę to zawsze jest tu na czym zawiesić oko.


Bardzo mnie ujęła ilość humoru w tym filmie. To też działa tu na plus, bo nie zrobił się z tego patetyczny bełkot o służbie w obronie miasta, a całkiem dobra rozrywka. Nieźle pod tym względem wypada postać grana przez Goslinga - mam wrażenie, że reżyser poprzez tego bohatera puszcza nam oko - niby kalka z poprzednich ról, a jednak dużo w tym żartu i autoironii.

No tak, ten film zdecydowanie ratuje aktorstwo. Nie tam, żeby jakieś pogotowie zaraz, bo i ofiar nie ma - ten film nie jest zły. Tylko bez tej obsady byłyby po prostu przeciętny. Tak jest oczko wyżej, chociaż jeżeli nastawiacie się sikanie po nogach, to nie tym razem. Jest przyzwoicie, luzacko, ładnie i rozrywkowo. Jeśli naoglądaliście się za dużo Lincolna (bynajmniej nie pogromcy wampirów) - zapewniam, Gangster Squad dobrze wam zrobi.

źródło zdjęć: http://collider.com/gangster-squad-images/

8 komentarzy:

  1. Osobiście uwielbiam Goslinga i swojego czasu obiecałem sobie, że obejrzę każdy film z jego udziałem. Ale był to jeszcze czas, kiedy chłopak grywał co kilka lat i zawsze dobierał sobie świetne role, a w doborze na pewno nie kierował się pieniędzmi. Potem jakby coś się zmieniło i posypały się nagle propozycje grania w znacznie głośniejszych produkcjach.
    Już zwiastun gangsterów mnie nie przekonał. Stylowa muzyka, rozpierducha i fabuła rodem z Nietykalnych. Miałem obawy. Filmu jeszcze nie obejrałem, bo jakoś nie mam szczególnej ochoty, poczekam raczej, aż pojawi się w telewizji.
    A tak swoją drogą to tak sądziłem, że aktorstwo będzie największą zaletą filmu. W końcu obsada pełna nieprzeciętnych nazwisk.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, ja Goslinga pokochałam za rolę w United States of Leland (trochę stąd też nazwa bloga muszę się przyznać) - bardzo dobry film i świetna rola. Potem było cały czas na poziomie. Ostatnio faktycznie stał się gwiazdą, ale nie uważam, żeby dobór filmów był tragiczny - szczerze mówiąc nie przychodzi mi do głowy żaden zły film z jego udziałem. Co do Gangster Squad to jest to rozrywka na porządnym poziomie, bardzo ładna ot i tyle. Na pewno nie jest to obraz w żaden sposób przełomowy. A aktorsko jest bardzo dobrze, choć czytałam też opinie, że np. rola Sean'a Penn'a jest zbyt karykaturalna - ja się z tym nie zgadzam, tzn. nie postrzegam tego jako wady absolutnie. Takie tam czepianie się.

      Pozdrawiam również!

      Usuń
    2. Ja też na razie nie przypominam sobie jego występu w słabym filmie. Dlatego boję się, że GS zmieni to stanowisko:) Ale obejrzę, co mi tam:)

      Usuń
  2. Uwielbiam gangsterskie kino tak samo jak Ty i pewnie wielu innych, dzięki którym tego rodzaju produkcje nadal się kręci i to w dość sporej ilości. A uwielbiam je do tego stopnia, że wszelki obiektywizm czy trzeźwość umysłu umyka mi gdzieś z każdym kolejnym wystrzałem Thompsona właśnie ;) Dlatego producenci mają ze mną pod tym względem dobrze - zawsze będę leciała do kina z wywieszonym jęzorem.
    A tu nagle klops - słyszałam o Gangster Squad, nawet sobie w kalendarzu zapisałam datę premiery (tej wcześniejszej) i obiecałam sobie odliczać dni... Słyszę ten śmiech na sali właśnie. No cóż, do tej pory filmu nie widziałam i nie potrafię powiedzieć dlaczego. Jest jakaś siła, która mnie przed tym w kuriozalny sposób broni.
    Na szczęście trafiłam na Twoją recenzję i na nowo wróciły mi gangsterskie kubki smakowe, więc czym prędzej muszę się na ten film... ekhm... rzucić.

    Co do Goslinga - w "Pamiętniku" się w nim zakochałam taką platoniczną, nastoletnią miłostką, co to się ze wzdychaniem i snami różowymi wiąże. A potem obejrzałam "Drive". I miłostka zamieniła się w miłość pełną bólu, przeżywania, emocji i... jeszcze większą ilością wzdychania;) Ale potem był "Fanatyk" i "Odmienne stany moralności" - dziękuję, dojrzałam do stwierdzenia, że Gosling to aktor nie tylko do nastoletniego wzdychania, ale przede wszystkim do delektowania się jego talentem i siłą przyciągania. Ryan Grawitacja Gosling.

    Pozdrawiam serdecznie bardzo! PS. Piękna nazwa bloga! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak jak napisałam film jest do obejrzenia i jarania się szczegółami bardziej niż całością, ale na plus. Jeśli chodzi o Goslinga to również moje zdanie znasz, przyzwoity z niego aktor i tyle :)

      Dziękuję za miłe słowa, pozdrawiam również :)

      Usuń
  3. A mi się 'Lincoln' podobał :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mówię, że zły czy coś, tylko, że klimaty inne :)

      Usuń
  4. Ja bym jeszcze dodal, ze Gangster Squad ma jedne z ladniejszych napisow koncowych i warto je obejrzec.

    OdpowiedzUsuń