poniedziałek, 15 października 2012

Dźwięki: Maria Peszek - "Jezus Maria Peszek" (2012)

Była Mania z Miasta i była Maria Awaria. Każda inna - pod względem wrażliwości, estetyki, kontrowersji. Miasto Mania to płyta bardzo eteryczna, poruszająca i emocjonalna. I uniwersalna, bo chociaż docelowo dotyczy Warszawy, można odbierać ją przez pryzmat jakiegokolwiek "swojego miasta". Niekiedy wychwala, innym razem raczej gani, bo "pieprzę cię miasto". Między Marysią a Warszawą wyczuwalna była ta zażyłość, trochę jak we włoskim małżeństwie.

Maria Peszek - Miasto Mania
Maria Awaria jest już bardziej krzykliwa, ekstrawagancka i odważna. A przy tym, jak to w kraju nad Wisłą bywa, skandalizująca. Bo teksty: "Poliż mnie, I'm Polish / albo jeśli wolisz / możesz mnie posolić / albo wymiętolić / Puk puk, fuck fuck. / Fuck you, how do you do" albo "Rozkładam ręce / rozsuwam uda / leżę bezbronna / jak Rozpuda [...] Kiedy tamto wstaje / ja się staję / nimfomańką", powszechnie uchodzą za niezbyt grzeczne i takie właśnie są. No i te sławetne Kobiety pistolety o zapuszczaniu ogrodów - bo przecież jak można się z premedytacją nie depilować. Maria Awaria może i do tego jeszcze "kolekcjonuje wzwody", proszę bardzo. Płyta ładna, poetycka, bogata w metafory i zabawy słowem - czyli taka kwintesencja Marii Peszek.
Maria Peszek - Maria Awaria
Ale to było. Teraz naszym uszom ukazuje się Jezus Maria Peszek. Jak można się domyślić już po samym tytule - jest kontrowersyjnie. Mnie to jakoś nie dziwi (ale też nie szokuje), Marysia Peszek już zdążyła zapoznać ze swoimi niekonwencjonalnymi poglądami. A tutaj ich w bród, szczerze mówiąc nie mogę się doczekać już różnorakich politycznych analiz jej nowego albumu (szczególnie środowisk prawicowych). Dużo tutaj tekstów (w powszechnym mniemaniu) obrazoburczych. Weźmy chociażby takie Sorry Polsko, czyli patriotyzm według Marii Peszek. Owszem, kasuje bilety i płaci podatki, ale umierać za ojczyznę? Co to to nie. Wszak "Lepszy żywy obywatel / niż martwy bohater".

Dalej jest goręcej. Utwór Pan nie jest moim pasterzem już obwołany został hymnem polskich ateistów. Idzie jak następuje: "Pan nie jest moim pasterzem / a niczego mi nie brak / Pozwalam sobie i leżę / jak zwierzę / I chociaż idę ciemną doliną /  zła się nie ulęknę / i nie klęknę". Czyli ostro, jak na polskie realia. Co urzeka w tej płycie, to jej absolutna dosłowność. Maria jest tutaj do szpiku kości szczera. Teksty są proste, niewiele tu wyszukanych i rozbudowanych metafor, do jakich artystka nas przyzwyczaiła, jednak w tej prostocie jest urok. To chyba najbardziej intymna płyta w jej karierze, a dowodem na to jest Nie wiem czy chcę. Kolejny trudny i niepokojący, a przy tym rozbrajająco szczery utwór. "Kocham Cię najbardziej na świecie / ale nie chcę mieć dzieci / Nie chcę być matką / i co ty na to / i co ty na to / nie będziesz tatą / Wielka szkoda / straszna strata / byłby z Ciebie fajny tata / ale nie". Marysia nie boi się mówić wprost o rzeczach trudnych, takich które chętnie powiedziałyby swoim mężczyznom setki innych kobiet. Bo, wyobraźcie sobie, nie każdy marzy o posiadaniu dzieci. Póki co niechęć do prokreacji jest raczej wstydliwa, wyszydzana i stosunkowo mało popularna (mam na myśli jej wyrażanie), jednak Peszek pokazuje, że każdy ma prawo do swojego podejścia do macierzyństwa, jakie by ono nie było. Ja odczytuję ten utwór jako bardzo odważny i jeszcze bardziej potrzebny - bo warto w końcu zacząć mówić o tym głośno.


Dużo w tej płycie cierpienia i widać tu dobrze tę depresję* to załamanie, o którym Marysia opowiada w wywiadach. Emocjonalne huśtawki zawsze były wdzięcznym i chwytliwym tematem, jednak tutaj po raz kolejny na pierwszy plan wysuwa się szczerość artystki. Chociaż wiele padło pod adresem tej depresji oskarżeń - że jest na pokaz, że jak można cierpieć mając pieniądze i w ogóle na hamaku w Tajlandii heloł?! - to przy słuchaniu tej płyty, nie można oprzeć się wrażeniu, że to niejako relacja z domu wariatów. Jest tu kilka idealnie oddających emocjonalny chaos utworów. Ludzie psy, pierwsza piosenka na płycie wprowadza w nastrój: "Już wiem jak się traci / na giełdzie rozpaczy". W tym utworze mamy również zapowiedź tego, że płyta nie będzie poprawna, tak jak niepoprawna jest sama wykonawczyni: "Ja niedobro narodowe / ja pod skórą drzazga / samo mięso duszy / ja porno ja miazga". Kolejne jest bardzo sugestywne i emocjonalne Nie ogarniam, gdzie Maria z ekspresją w głosie niemal krzyczy do mikrofonu: "Załamanie nerwowe / dzwoń po pogotowie [...] Już nie mogę, ja umieram / już nie mogę, nie / Nie ogarniam, Jezus Maria / nie ogarniam, nie".



Jednak w kolejnym utworze Wyścigówka, klimat zmienia się diametralnie, chociaż również jest głośno. "Dziś jest fajnie / Jakby w głowie ktoś zapalił mi żarówkę / Zamiast serca mam czerwoną ultraszybką wyścigówkę [...] Teraz będę już szczęśliwa! / Nie przerywaj, nie przerywaj!". Żwir z kolei znów odsyła nas w mroki duszy artystki: "W smutek opakowana / stoję w ciszy po kolana [...] Ej czy ktoś wie / jak tu jest na samym dnie". Kilka utworów dalej zaś singiel Padam - bardzo oszukańczy, bo całkowicie pozytywno-miłosny, a więc odstający od depresyjnej całości. Jednak na płycie pojawił się nie bez powodu, ponieważ Maria podkreśla, że to właśnie ukochany pomógł przetrwać jej najcięższe momenty. Ma to odzwierciedlenie w tekście: "Jesteś rzeczą, która sprawia / że od razu się naprawiam / A na jedno Twoje tak / się zaczyna świat [...] Padam, padam / tak się cieszę, że Cię mam / Nikomu Cię nie dam". Mamy tu więc bardzo zmienne nastroje: ciemność przez którą przebijają jasne momenty. Utwory-perełki, idealnie oddające niepokój towarzyszący takim właśnie załamaniom nerwowym.



Na tle tych wszystkich piosenek wyróżnia się Amy. Co ciekawe, sama artystka stwierdziła, że Amy - Winehouse oczywiście - jest patronką tej płyty. "Za kreską kreska /  aż będę niebieska / Amy, czemu masz [...] taką smutną twarz?". Trzeba przyznać, że to wyjątkowo udana "interpretacja" Kofty. Utwór niebanalny, wyjątkowy, jednocześnie kontrastujący i spajający płytę. Mistrzostwo zabawy konwencją.

Szara flaga łączy temat depresji, miłości i zmęczenia rzeczywistością. "Chwyć mnie za włosy, oprzyj o ścianę / kochaj aż całkiem myśleć przestanę / Popiół i cement, totalny niż / boli mnie Polska, wisi mi krzyż" - to taka wypadkowa całego albumu i dobre podsumowanie. Końcowy utwór Zejście awaryjne uspokaja i wycisza, chociaż zdecydowanie nie zostawia w pozytywnym nastroju. To raczej wyraz takiej delikatnej rezygnacji, jednak bardzo ładnie ubranej w melodię. Głos Marysi kołysze, trochę jak na pierwszej płycie, jednak w bardziej przygnębiającym wydaniu. Możecie iść cierpieć w swoją stronę.



* U Kuby Wojewódzkiego Marysia wyjaśniła, że jej cierpienie nie było wywołane depresją, a innym schorzeniem. Skrytykowała przy tym, całkiem słusznie, niską świadomość Polaków co do chorób psychicznych. Sprostowanie więc, gwoli ścisłości.

1 komentarz: