wtorek, 3 kwietnia 2012

This Must Be The Place (2011)


info:
Tytuł polski: Wszystkie odloty Cheyenne'a
Reżyseria: Paolo Sorrentino
Scenariusz: Umberto Contarello, Paolo Sorrentino
Zdjęcia: Luca Bigazzi
Muzyka: David Byrne, Will Oldham
Produkcja: Francja, Irlandia, Włochy
Polska premiera: 16 marca 2012

Czyli słów kilka o Cheyenne (nie zmuszajcie mnie do przesadnego odmieniania tego imienia, please) i jego odlotach, rzekomo wszystkich. Polski tytuł jest całkiem przyjemną zabawą słowną, trochę tu mamy przecież o lataniu, ale bardziej o odlotach. Bo niby już tyle przeżył i niby już dostatecznie polatał. Albo i nie. Cheyenne, grany przez Seana Penna (osobiście lowciam), podstarzały gwiazdor rocka (ugh, co za okrutne określenie, ale niech będzie, dla odpowiedniego naświetlenia sytuacji) wiedzie spokojną, pozbawioną szaleńczych uciech (nie tylko cielesnych ale w ogóle wszystkich dość ograniczonych) egzystencję. (Ah, pominę wszelkie oczywistości w rodzaju: inspirowany Robertem Smithem z The Cure, nawiązanie do Siouxsie and the Banshees etc., kogo to interesuje to niech sobie pogrzebie w internetach) Obok żona, wiecznie uśmiechnięta, jasnym spojrzeniem omiatająca rzeczywistość, wielce wyrozumiała, zakochana jak nastolatka. Cheyenne, choć wydaje się być stosunkowo zadowolony z tego oto życia, nudzi się niezmiernie. Nudę tę przerywa wiadomość o chorobie ojca, którego bohater nie widział lat 30. I oto rozpoczyna się podróż z Dublina do Nowego Jorku, a ponieważ Cheyenne boi się latać, trwa ona odrobinę za długo. Odrobina ta, to moment, w którym stara już i zmęczona dusza ojca Cheyenne'a postanawia opuścić ciało. Syn marnotrawny przybył więc za późno. Jednak w ramach dalszej walki z nudą i z chęcią poznania swego ojca (w miarę możliwości, bo opcje poznania nieboszczyka są raczej ograniczone) Cheyenne postanawia odnaleźć nazistowskiego zbrodniarza, który znęcał się nad nim (nad ojcem, nie nad Cheyennem) w obozie. 

I tutaj mamy część wyjątkowo urokliwą. Cheyenne przemierza Stany, spotykając najróżniejszych ludzi, taki tam gabinet osobliwości na otwartym powietrzu. Bardzo amerykańskie kino drogi, jednak z nutką tego europejskiego nic-niedziania-się, na które skądinąd rewelacyjnie się patrzy. Absurdalny humor, przecudownie "nudny" główny bohater, świetna i wyjątkowo znacząca muzyka plus ładne obrazki. Mogło wyjść różnie, wyszło fantastycznie, mimo mnogości elementów, które kompletnie do siebie, z pozoru, nie pasują. Jak się jednak okazało, całość jest wyjątkowo zrównoważona i spójna. Film idealnie dawkuje emocje, które przeżywać ma, wraz z Cheyennem, widz. Jest trochę zabawnie, trochę smutno, trochę wzruszająco. Lubię kulinarne porównania, więc podzielę się jednym: ten film jest jak naprawdę smakowite danie (wybierzcie ulubione, ja bym rzekła, że zupa, choć większości się pewnie kojarzy nie za dobrze, mi wprost przeciwnie, dobra zupa nie jest zła), niech będzie że taki babciny rosołek. Idealnie dobrane smaki świetnie się uzupełniają i równoważą, bez dodawania maggi, pozostańmy przy bardziej klasycznych przyprawach, wszak to danie genialne w swej prostocie. Całość niezmiernie pokrzepiająca, idealna na te sprzyjające przeziębieniom, wczesnowiosenne dni. Nie bez znaczenia jest też fakt, że gotował Włoch. Takie to właśnie są Wszystkie odloty Cheyenne'a, kto nie widział ten trąba, lepiej po bilet i do kina marsz, wyjdziecie najedzeni a ja poproszę dokładkę.

foto: stopklatka.pl

3 komentarze:

  1. Jeden z ciekawszych filmów tego roku. Szkoda, że Akademia wypięła się na Penna (chociaż kto teraz gloryfikuje po Oskarach;3).

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że w ogóle różne inne stowarzyszenia się wypięły. Taka rola, taka ignorancja, fuuj.

    Ja nie popadłam może w zachwyt nad samym filmem - czy to w warstwie fabularnej, czy muzycznej, za to postacią Chayenne'a jestem zachwycona, a Sean Penn w tej roli to majstersztyk. Dużo też cieplej myślę o tym filmie w kilka dni po obejrzeniu niż podczas oglądania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety. Jeśli mowa o Oscarach to jak z nimi jest od jakiegoś czasu każdy widzi. Z resztą nagród też bywa różnie, no ale co poradzić.

      Co do postaci głównego bohatera - w pełni się zgadzam, to zdecydowanie najjaśniejszy punkt filmu. Ogromne WOW.

      Usuń